Ogłoszenia parafialne
Biker: Mateusz (mattik) z miasteczka Wrocław / Lubin.
-> Mam przejechane 49302.85 km
-> W tym ok. 1736.50 km w terenie.
-> Jeżdżę z prędkością średnią
20.70 km/h i będzie lepsza :)
-> Maks. prędk. śr. 26.17 km/h
-> Maks. prędkość 68.39 km/h
-> Maks. dystans dzienny 329.11km przejechane w czasie 14:34h
-> Przebitych dętek - 13 razy
-> Upadków przez wpięte bloki -
7 razy
-> Powyżej 100km - 90 razy
-> Powyżej 200km - 9 razy
-> Powyżej 300km - 1 razy
Szczegóły w batonach i blogu ;) Jeszcze więcej w profilu.
Tak się jeździło:
Retrospekcja zdjęć
Wykres roczny
Wpisy archiwalne w kategorii
.Mega wycieczki (>100km)
Dystans całkowity: | 12617.21 km (w terenie 458.00 km; 3.63%) |
Czas w ruchu: | 621:15 |
Średnia prędkość: | 20.31 km/h |
Maksymalna prędkość: | 74.62 km/h |
Suma podjazdów: | 53624 m |
Maks. tętno maksymalne: | 188 (97 %) |
Maks. tętno średnie: | 149 (77 %) |
Suma kalorii: | 401920 kcal |
Liczba aktywności: | 101 |
Średnio na aktywność: | 124.92 km i 6h 09m |
Więcej statystyk |
- DST 140.22km
- Czas 07:16
- VAVG 19.30km/h
- VMAX 57.31km/h
- Temperatura 25.0°C
- HRmax 182 ( 94%)
- HRavg 141 ( 73%)
- Kalorie 4870kcal
- Sprzęt Czarna furia ;)
Pętla przez przełęcz Tąpadło.
Środa, 17 lipca 2013 · dodano: 18.07.2013 | Komentarze 0
Słonecznie i gorąco. W planie były odwiedziny zbiornika wodnego w Mietkowie, kamieniołom Kantyna i zaliczenie przełęczy Tąpadło. Wyjazd inspirowany wycieczką zorganizowaną przez Maratonkę - klik, a na który nie dałem rady pojechać.
Wyjazd udany tylko zalany kamieniołom szukałem nie przy tej drodze co trzeba ale tak to jest jak się jedzie bez mapy ;)
Zaliczono trzy nowe gminy: gmina Sobótka, gmina Mietków i gmina Marcinowice.
Wyjazd udany tylko zalany kamieniołom szukałem nie przy tej drodze co trzeba ale tak to jest jak się jedzie bez mapy ;)
Na tle jeziora Mietkowskiego© mattik
Tama na zbiorniku w Mietkowie© mattik
W zbiorniku wodnym w Mietkowie woda kwitnie na seledynowo ;)© mattik
Kamieniołomy w Chwałkowie© mattik
W kamieniołomie praca wre© mattik
Wjazd do rezerwatu Archeologicznego w Będkowicach© mattik
Zaliczono trzy nowe gminy: gmina Sobótka, gmina Mietków i gmina Marcinowice.
- DST 140.75km
- Teren 8.00km
- Czas 06:43
- VAVG 20.96km/h
- VMAX 49.47km/h
- Temperatura 20.0°C
- HRmax 175 ( 91%)
- HRavg 128 ( 66%)
- Kalorie 5064kcal
- Sprzęt Czarna furia ;)
XIV Powiatowy Rajd w Henrykowie
Sobota, 22 czerwca 2013 · dodano: 23.06.2013 | Komentarze 2
Tego poranka nic nie zapowiadało deszczowej masakry do Henrykowa...
Pobudka przed 5, niebo zachmurzone ale nie pada więc można jechać. Rzut oka na prognozę, możliwe delikatne przelotne opady.. Ok, damy radę. Kawa, coś na ząb, pakowanie i można jechać. W miejscu zbiórki jestem 15 minut przed czasem i czekam na resztę ekipy. "Resztą ekipy" był tylko Michał. Wyjeżdżając z Wrocławia zaczyna padać, z nadzieją szukamy na niebie przejaśnienia. Tymczasem w Borowie Michał łapie kapcia, na naprawie tracimy pół godziny bo dętka nie chciała współpracować.. :)
Do samego Strzelina deszcz pada mniej lub bardziej z drobnymi przerwami. W mieście robimy krótką przerwę w rynku na zdjęcia, Michał zahacza o cukiernię i kompresor po czym pędzimy w strugach deszczu do Henrykowa.
Ok 9.30 dojeżdżamy przemoknięci do suchej nitki do klasztoru cystersów obok którego jest miejsce zbiorki. Ku mojemu zdziwieniu mimo złych warunków pogodowych, na rajd stawiła się całkiem liczna gromada rowerzystów. Meldujemy się w biurze rajdu gdzie się zapisujemy i dostajemy pamiątkowy odblask oraz smycz z kartą uczestnika na której podczas przejazdu zostaną odbite pieczątki w dwóch punktach kontrolnych. Czekając na start zaczynam z Michałem marznąć. Ustalamy, że jak pogoda się nie poprawi wracamy do Wrocławia pociągiem.
12 kilometrowa trasa przejazdu prowadzi po parku i łące. Ostatecznie, ze względu na padający deszcz i błoto, organizatorzy rezygnują z przejazdu przez łąkę, gdyż w takich warunkach jest to zbyt niebezpieczne. Wszak jest to rajd rodzinny, a więc z dziećmi. Po ponad 7 kilometrach dojeżdżamy z powrotem na miejsce bike-pikniku. Ponownie meldujemy się w biurze rajdu gdzie po okazaniu tego co pozostało z karty uczestnika(*), dostajemy pamiątkową koszulkę i bon na grochówkę i kiełbasę...
(*) - organizatorzy chyba nie przewidzieli deszczu i kartę uczestnika zrobili z niezalaminowanego papieru, w strugach deszczu przemoczona karta zaczęła się rozrywać, co spowodowało, że większość uczestników na metę przywiozła tylko resztki karty.
Jako, że po rajdzie przestało padać a nawet zaczęło się przebijać słońce, ustalamy z Michałem, że do Wrocławia wracamy na rowerach a nie pociągiem. Na ostatnie 30 kilometrów, znów odzywa się moje kolano. W sumie i tak jestem zadowolony bo przez ponad sto kilometrów dzielnie współpracowało.
P.S.1 Dzień przed rajdem pucowałem rower i prałem ciuchy, po co? :)
P.S.2 Zupełnym i nieplanowanym przypadkiem zrobiłem dziś swój najdłuższy dystans dzienny ;)
To teraz galeria zdjęć, po kolei jak to było: /Większość zdjęć od Michała/
Mimo deszczu i przeciwności losu, wyjazd bardzo udany. DZIĘKI!! Zapraszam również na relacje z wycieczki do Michała.
Zaliczone gminy: Gmina Strzelin, Gmina Ziębice, Gmina Ciepłowody, Gmina Kondratowice, Gmina Borów
HRzone - 33%
Pobudka przed 5, niebo zachmurzone ale nie pada więc można jechać. Rzut oka na prognozę, możliwe delikatne przelotne opady.. Ok, damy radę. Kawa, coś na ząb, pakowanie i można jechać. W miejscu zbiórki jestem 15 minut przed czasem i czekam na resztę ekipy. "Resztą ekipy" był tylko Michał. Wyjeżdżając z Wrocławia zaczyna padać, z nadzieją szukamy na niebie przejaśnienia. Tymczasem w Borowie Michał łapie kapcia, na naprawie tracimy pół godziny bo dętka nie chciała współpracować.. :)
Przymusowa przerwa na łatanie dętki© mattik
Michał z uśmiechem łata kapcia ;)© mattik
Do samego Strzelina deszcz pada mniej lub bardziej z drobnymi przerwami. W mieście robimy krótką przerwę w rynku na zdjęcia, Michał zahacza o cukiernię i kompresor po czym pędzimy w strugach deszczu do Henrykowa.
Postój na rynku w Strzelnie ujęcie 1© mattik
Postój na rynku w Strzelinie ujęcie 2© mattik
Pod pomnikiem łucznika w Strzelinie© mattik
Odnowiona wieża ratuszowa na rynku w Strzelinie© mattik
Strzelin - Henryków, droga w strugach deszczu© mattik
Ok 9.30 dojeżdżamy przemoknięci do suchej nitki do klasztoru cystersów obok którego jest miejsce zbiorki. Ku mojemu zdziwieniu mimo złych warunków pogodowych, na rajd stawiła się całkiem liczna gromada rowerzystów. Meldujemy się w biurze rajdu gdzie się zapisujemy i dostajemy pamiątkowy odblask oraz smycz z kartą uczestnika na której podczas przejazdu zostaną odbite pieczątki w dwóch punktach kontrolnych. Czekając na start zaczynam z Michałem marznąć. Ustalamy, że jak pogoda się nie poprawi wracamy do Wrocławia pociągiem.
12 kilometrowa trasa przejazdu prowadzi po parku i łące. Ostatecznie, ze względu na padający deszcz i błoto, organizatorzy rezygnują z przejazdu przez łąkę, gdyż w takich warunkach jest to zbyt niebezpieczne. Wszak jest to rajd rodzinny, a więc z dziećmi. Po ponad 7 kilometrach dojeżdżamy z powrotem na miejsce bike-pikniku. Ponownie meldujemy się w biurze rajdu gdzie po okazaniu tego co pozostało z karty uczestnika(*), dostajemy pamiątkową koszulkę i bon na grochówkę i kiełbasę...
(*) - organizatorzy chyba nie przewidzieli deszczu i kartę uczestnika zrobili z niezalaminowanego papieru, w strugach deszczu przemoczona karta zaczęła się rozrywać, co spowodowało, że większość uczestników na metę przywiozła tylko resztki karty.
Jako, że po rajdzie przestało padać a nawet zaczęło się przebijać słońce, ustalamy z Michałem, że do Wrocławia wracamy na rowerach a nie pociągiem. Na ostatnie 30 kilometrów, znów odzywa się moje kolano. W sumie i tak jestem zadowolony bo przez ponad sto kilometrów dzielnie współpracowało.
P.S.1 Dzień przed rajdem pucowałem rower i prałem ciuchy, po co? :)
P.S.2 Zupełnym i nieplanowanym przypadkiem zrobiłem dziś swój najdłuższy dystans dzienny ;)
To teraz galeria zdjęć, po kolei jak to było: /Większość zdjęć od Michała/
Widok na Klasztor Cystersów w Henrykowie© mattik
Start i Meta Powiatowego Rajdu w Henrykowie© mattik
W biurze rajdu na zapisach© mattik
Przed startem rajdu ujęcie 1© mattik
Przed startem rajdu ujęcie 2© mattik
No to jedziemy© mattik
Na potrzeby rajdu zbudowano nową drewnianą kładkę© mattik
Takie tam na trasie ;)© mattik
Czekając na pieczątkę w punkcie kontrolnym© mattik
Karta uczestnika - ta się nawet zachowała ;)© mattik
Pieczątki z dwóch punktów kontrolnych na rajdzie (a raczej to co z nich zostało)© mattik
Sielanka po rajdzie, wreszcie nie pada!© mattik
Pamiątkowe zdjęcie po ukończeniu rajdu ;)© mattik
Posiłek regeneracyjny po rajdzie. W kolejce po kiełbasę ;)© mattik
Ze Strzelińską ekipą ;)© mattik
Koszula, smycz, i odblaskowa opaska. Pamiątki po rajdzie© mattik
Sky Tower jako wyznacznik drogi do domu© mattik
Mimo deszczu i przeciwności losu, wyjazd bardzo udany. DZIĘKI!! Zapraszam również na relacje z wycieczki do Michała.
Zaliczone gminy: Gmina Strzelin, Gmina Ziębice, Gmina Ciepłowody, Gmina Kondratowice, Gmina Borów
Znak informujący - Gmina Ciepłowody© mattik
Znak informujący - Gmina Borów© mattik
HRzone - 33%
- DST 100.65km
- Czas 04:33
- VAVG 22.12km/h
- VMAX 46.72km/h
- Temperatura 25.0°C
- HRmax 178 ( 92%)
- HRavg 132 ( 68%)
- Kalorie 2786kcal
- Sprzęt Czarna furia ;)
Wrocław - Lubin 90,5km + 10 do setki ;)
Sobota, 15 czerwca 2013 · dodano: 15.06.2013 | Komentarze 2
Tak jak w tytule, oryginalnie nie był to dystans 100-kilometrowy ale postanowiłem brakujące kilometry dopedałować i tak pękła pierwsza setka w tym roku. Trochę ryzykowna z mojej strony bo nie wiedziałem jak się zachowa kolano na takim dystansie. Zachowało się niegrzecznie bo na ostatnie 20 kilometrów postanowiło uprzykrzyć życie właścicielowi.. :) Pół biedy dziś bo wiedziałem, że nawet jak będzie boleć to do celu dojadę, ale nie wiem co będzie jutro..
Na trasie nic ciekawego, jak zwykle przerwa w porcie Uraz i to właściwie jedyna atrakcja, wszak był to wyjazd "pojechać - dojechać", bez opcji zwiedzania.
A tak poza tym żeby nie było całkiem nudno to może się pochwale nowym kaskiem. Jako że stary odmówił posługi, a ściśle mówiąc odpadł/odłamał się/wykruszył czy jak to inaczej nazwać element przymocowany do kasku a trzymający głowę.. Eeee rozumiecie coś..? No w każdym razie nowy nabytek - Rudy Project Zuma - spisuję się rewelacyjnie. Zupełnie inna liga niż mój stary Lazer. W dwóch słowach wygodny i lekki.
Do zobaczenia jutro na trasie powrotnej! ;)
HRzone - 44%
Na trasie nic ciekawego, jak zwykle przerwa w porcie Uraz i to właściwie jedyna atrakcja, wszak był to wyjazd "pojechać - dojechać", bez opcji zwiedzania.
Przerwa w Porcie Uraz© mattik
Maszyna na postoju w Porcie Uraz© mattik
A tak poza tym żeby nie było całkiem nudno to może się pochwale nowym kaskiem. Jako że stary odmówił posługi, a ściśle mówiąc odpadł/odłamał się/wykruszył czy jak to inaczej nazwać element przymocowany do kasku a trzymający głowę.. Eeee rozumiecie coś..? No w każdym razie nowy nabytek - Rudy Project Zuma - spisuję się rewelacyjnie. Zupełnie inna liga niż mój stary Lazer. W dwóch słowach wygodny i lekki.
Nowa skorupka na głowę - Rudy Project Zuma© mattik
I widok na kask od wewnątrz jeśli kogoś interesuje© mattik
Do zobaczenia jutro na trasie powrotnej! ;)
HRzone - 44%
- DST 127.46km
- Czas 06:01
- VAVG 21.18km/h
- VMAX 43.48km/h
- Temperatura 18.0°C
- Kalorie 4706kcal
- Sprzęt Author Solution 2008 (Old)
Zamek Grodziec
Wtorek, 2 października 2012 · dodano: 03.10.2012 | Komentarze 1
Pomysł wycieczki na pół godziny przed wyjazdem podsunął mi tata. Szybki rzut okiem na mapę, próba zapamiętania miejscowości które trzeba zaliczyć i stwierdziłem, że jakoś to będzie.. No i jakoś to było, choć nie zawsze łatwo. Do Chojnowa spokojnie wioskowo-leśnie. Dalej uciążliwy odcinek przecinający autostradę A4, gdzie ruch spory a pobocze "żadne" ;) i dalej jazda na czuja. Pogoda ładna, nie padało choć w otwartym terenie wiało niemiłosiernie.
Zamek widać z daleka bo znajduje się na sporym pagórku, więc jadę w jego kierunku szukając jakiejś tabliczki kierunkowej. Mimo wielu chwil zwątpienia, że zamiast podążać do zamku, oddalam się od niego, w końcu docieram to znaku informacyjnego.
Z radości wyciągam jabłko i jadę, asfaltem już tylko 5km ;)
"Na bazaltowym, powulkanicznym, stromym wzgórzu - 389 m n.p.m. w malowniczej scenerii wznosi się bajeczna budowla - to Zamek Grodziec. Najciekawsze miejsce na Pogórzu Kaczawskim." - tak reklamuje zamek tablica informacyjna.
Przejście przez bramę z fosą i jesteśmy na zamku ;)
Zamek warty uwagi bo nie są to ruiny tylko całe mury ciągle remontowane. Jako że byłem na rowerze i nie bardzo miałem czas nie zwiedzałem zamku, ale mam nadzieje, że kiedyś to nadrobię.
W drodze powrotnej rzut okiem na wiatraki na które napatrzeć się nie mogę i gnam do domu.
Trochę matematyki i geografii:
- Podczas wyjazdu przekroczyłem 3000km przejechanych w tym roku, co jest dla mnie rekordem i jednym z zadań zaplanowanych na ten rok.
- Zaliczono gminy: Chocianów, Chojnów i Zagrodno.
Zamek widać z daleka bo znajduje się na sporym pagórku, więc jadę w jego kierunku szukając jakiejś tabliczki kierunkowej. Mimo wielu chwil zwątpienia, że zamiast podążać do zamku, oddalam się od niego, w końcu docieram to znaku informacyjnego.
Informacja turystyczna o zamku.© mattik
Z radości wyciągam jabłko i jadę, asfaltem już tylko 5km ;)
Krajobraz w połowie podjazdu.© mattik
Końcowy podjazd do zamku.© mattik
"Na bazaltowym, powulkanicznym, stromym wzgórzu - 389 m n.p.m. w malowniczej scenerii wznosi się bajeczna budowla - to Zamek Grodziec. Najciekawsze miejsce na Pogórzu Kaczawskim." - tak reklamuje zamek tablica informacyjna.
Brama wjazdowa nr 1.© mattik
Mury warowne.© mattik
Wieża warowna.© mattik
Przejście przez bramę z fosą i jesteśmy na zamku ;)
Brama z fosą.© mattik
Brama z fosą - ujęcie drugie.© mattik
Mury zamkowe.© mattik
Jakaś rzeźba.. ;)© mattik
Średniowieczny pojazd bojowy ;)© mattik
Zbroja rycerska na zamku.© mattik
Panorama na mury i wejście główne.© mattik
Kolejne ujęcie na mury zamkowe.© mattik
Mury zamkowe.© mattik
Zamek warty uwagi bo nie są to ruiny tylko całe mury ciągle remontowane. Jako że byłem na rowerze i nie bardzo miałem czas nie zwiedzałem zamku, ale mam nadzieje, że kiedyś to nadrobię.
Zjazd z zamku.© mattik
W drodze powrotnej rzut okiem na wiatraki na które napatrzeć się nie mogę i gnam do domu.
Wiatraki w pobliżu Zagrodna.© mattik
Trochę matematyki i geografii:
- Podczas wyjazdu przekroczyłem 3000km przejechanych w tym roku, co jest dla mnie rekordem i jednym z zadań zaplanowanych na ten rok.
- Zaliczono gminy: Chocianów, Chojnów i Zagrodno.
Gmina Chojnów zaliczona.© mattik
- DST 100.65km
- Teren 10.00km
- Czas 04:44
- VAVG 21.26km/h
- VMAX 37.67km/h
- Temperatura 18.0°C
- HRmax 188 ( 97%)
- HRavg 138 ( 71%)
- Kalorie 3721kcal
- Sprzęt Author Solution 2008 (Old)
Wrocław - Lubin 100,65 km
Sobota, 29 września 2012 · dodano: 01.10.2012 | Komentarze 1
Wyjazd do Lubina na urlop ;) Trasa ulubiona przez Uraz, Brzeg Dolny, Wołów i Ścinawe.
Pierwsza przerwa standardowo w porcie Uraz, bo drugiego takiego miejsca gdzie można spokojnie usiąść, zjeść i podziwiać widoki, na trasie nie ma.
Trasa miała być tylko asfaltowa ale postanowiłem się skusić i zahaczyć o Park Krajobrazowy "Dolina Jezierzycy". Las w którym czuć, że rządzą w nim zwierzęta a nie ludzie.. ;)
HRzone - 41%
Pierwsza przerwa standardowo w porcie Uraz, bo drugiego takiego miejsca gdzie można spokojnie usiąść, zjeść i podziwiać widoki, na trasie nie ma.
Port Uraz - ujęcie 1© mattik
Port Uraz z firmowym rowerkiem ;)© mattik
Trasa miała być tylko asfaltowa ale postanowiłem się skusić i zahaczyć o Park Krajobrazowy "Dolina Jezierzycy". Las w którym czuć, że rządzą w nim zwierzęta a nie ludzie.. ;)
Park Krajobrazowy "Dolina Jezierzycy" - znak© mattik
Park Krajobrazowy "Dolina Jezierzycy" - mapka© mattik
Na górce w "Dolinie Jezierzycy" ;)© mattik
Kolejne ujęcie z górki..© mattik
Dziki las ;)© mattik
Miejsce spoczynku w Parku Krajobrazowym© mattik
Rezerwat przyrody "Uroczysko Wrzosy"© mattik
Staw w rezerwacie "Uroczysko Wrzosy"© mattik
I kolejne ujęcie na staw..© mattik
Wieża przeciwpożarowa w pobliżu Rudna.© mattik
HRzone - 41%
- DST 101.93km
- Czas 04:14
- VAVG 24.08km/h
- VMAX 39.02km/h
- Temperatura 20.0°C
- HRmax 182 ( 94%)
- HRavg 140 ( 72%)
- Kalorie 3487kcal
- Sprzęt Author Solution 2008 (Old)
100-tka na S8-ósemce.
Niedziela, 2 września 2012 · dodano: 02.09.2012 | Komentarze 2
Dzisiejsza wycieczka miała za zadanie objechać drogę ekspresową S8, która wkrótce ma zostać oddana do użytku. Wybrałem się kolegą, zaplanowaliśmy dojechać nowo budowaną drogą do Sycowa, jednak na węźle przy Oleśnicy okazało się że część S8 jest już oddana do użytku i jako że jest zakaz wjazdu rowerom musieliśmy odbić na wioski.
Dziś miałem zły dzień na jazdę bo już od początku myślałem o jedzeniu, tak więc od 20 kilometra myślałem o kebabie, a o taki najłatwiej w Oleśnicy ;)
Pojechaliśmy więc przez Dąbrowę, Boguszyce i Sokołów do Oleśnicy. Tam krótka przerwa na rynku i powrót S8-ką do Wrocławia.
Na S8-ósemce sporo rowerzystów i "joggingowców", wszyscy korzystają z okazji zanim otworzą drogę dla ruchu samochodowego, a warto skorzystać bo tak szeroka, spokojna i równa ścieżka rowerowa to nie lada rarytas dla każdego rowerzysty ;P
Tulipany na ścianach dźwiękochłonnych.
Mini most Rędziński :) na węźle przy Oleśnicy.
HRzone - 53%
Dziś miałem zły dzień na jazdę bo już od początku myślałem o jedzeniu, tak więc od 20 kilometra myślałem o kebabie, a o taki najłatwiej w Oleśnicy ;)
Pojechaliśmy więc przez Dąbrowę, Boguszyce i Sokołów do Oleśnicy. Tam krótka przerwa na rynku i powrót S8-ką do Wrocławia.
Na S8-ósemce sporo rowerzystów i "joggingowców", wszyscy korzystają z okazji zanim otworzą drogę dla ruchu samochodowego, a warto skorzystać bo tak szeroka, spokojna i równa ścieżka rowerowa to nie lada rarytas dla każdego rowerzysty ;P
Droga ekspresowa S8 - Wrocław - Oleśnica ujęcie 1© mattik
Tulipany na ścianach dźwiękochłonnych.
Droga ekspresowa S8 - Wrocław - Oleśnica ujecie 2© mattik
Mini most Rędziński :) na węźle przy Oleśnicy.
Mini most Rędziński na drodze S8.© mattik
Droga ekspresowa S8 - Wrocław - Oleśnica ujecie 3© mattik
HRzone - 53%
- DST 132.13km
- Czas 05:03
- VAVG 26.16km/h
- VMAX 41.89km/h
- Temperatura 20.0°C
- Sprzęt Author Solution 2008 (Old)
Z motyką na słońce czyli mój wypad z Wrocławskim Bikestats ;)
Sobota, 21 lipca 2012 · dodano: 22.07.2012 | Komentarze 3
Jakiś czas temu Rafał wpadł na pomysł objechania Wrocławia 300-stu kilometrową pętlą. Dyrektor techniczny rozplanował trasę i dziś na zbiórce o 5.00 rano na Moście Żernickim stawiła się mocna grupa 8 bikerów i 1 bikerka. Wszyscy bojowo nastawieni oprócz mnie i Marcina ;) Ja się tylko zastanawiałem w którym momencie skręce na Wrocław i opuszczę grupę. Wszak z pustego i Salomon nie naleje, za mało kilometrów ostatnio robiłem żeby dać radę przejechać cały lub prawie cały dystans.
Natomiast Marcin do ostatniej chwili zastanawiał się czy z nami jechać, ostatecznie dotarł ale bez formy i z bolącym kolanem.
Tempo na początku całkiem żwawe i pierwsza dłuższa przerwa wypadła dopiero pod Klasztorem Cystersów w Lubiążu. Dalej przez Wołów do Obornik Śląskich, w których wraz z Marcinem postanowiliśmy opuścić grupę i pognać do domu. Szczęśliwej pozostałej 7 życzyliśmy "połamania szprych" czyli ukończenia zaplanowanej wycieczki.
Rezygnacja z wycieczki w Obornikach Śląskich była bardzo dobrą decyzją dla mnie, bo zmęczenie dawało już się powoli we znaki i na wzgórzach trzebnickich nie dotrzymał bym tempa reszcie grupy..
Przez około 100 kilometrów doskonale ubezpieczałem tyły ekspedycji tak, że nic się nikomu nie stało ;D Dalej musieli sobie radzić sami..
Ostatecznie po dotarciu do domu wybiły 132 kilometry z dobrą jak dla mnie średnią 26km/h.
Zbiórka na moście Żernickim.
Szybkie zdjęcie na czerwonym świetle w Środzie Śląskiej.
Przerwa na Lunch w Lubiążu.
Natomiast Marcin do ostatniej chwili zastanawiał się czy z nami jechać, ostatecznie dotarł ale bez formy i z bolącym kolanem.
Tempo na początku całkiem żwawe i pierwsza dłuższa przerwa wypadła dopiero pod Klasztorem Cystersów w Lubiążu. Dalej przez Wołów do Obornik Śląskich, w których wraz z Marcinem postanowiliśmy opuścić grupę i pognać do domu. Szczęśliwej pozostałej 7 życzyliśmy "połamania szprych" czyli ukończenia zaplanowanej wycieczki.
Rezygnacja z wycieczki w Obornikach Śląskich była bardzo dobrą decyzją dla mnie, bo zmęczenie dawało już się powoli we znaki i na wzgórzach trzebnickich nie dotrzymał bym tempa reszcie grupy..
Przez około 100 kilometrów doskonale ubezpieczałem tyły ekspedycji tak, że nic się nikomu nie stało ;D Dalej musieli sobie radzić sami..
Ostatecznie po dotarciu do domu wybiły 132 kilometry z dobrą jak dla mnie średnią 26km/h.
Zbiórka na moście Żernickim.
Zbiórka na moście Żernickim (by WrocNam)© mattik
Szybkie zdjęcie na czerwonym świetle w Środzie Śląskiej.
Skrzyżowanie w Środzie Śląskiej.© mattik
Przerwa na Lunch w Lubiążu.
Lunch w Lubiążu.© mattik
- DST 122.55km
- Teren 6.00km
- Czas 05:41
- VAVG 21.56km/h
- VMAX 41.89km/h
- Temperatura 25.0°C
- HRmax 175 ( 91%)
- HRavg 138 ( 71%)
- Kalorie 4608kcal
- Sprzęt Author Solution 2008 (Old)
Wrocław - Lubin 122km
Sobota, 26 maja 2012 · dodano: 28.05.2012 | Komentarze 2
Pogoda na weekend zapowiadała się idealnie na rower, więc postanowiłem pokręcić trochę kilometrów i odwiedzić po raz drugi na rowerze, rodzinny Lubin. Poprzednio jechałem "pod Odrą" więc teraz trasę zaplanowałem "nad Odrą" aby zwiedzić i rozpoznać nowe rejony i trasy.
Pierwszy przystanek w "Porcie Uraz". Poprzednio jak byłem w tym miejscu do poru był zakaz wjazdu, właściwie mówiąc to go chyba nie było, bo akuratnie przechodziła fala powodziowa w tych rejonach. Dopiero teraz miałem okazje zobaczyć jakie to fajne miejsce, takie mazury na Dolnym Śląsku.
Z Urazu ale bez urazu ;-) pognałem do Brzegu Dolnego, gdzie zahaczyłem zobaczyć przeprawę promową przez Odrę.
Patrząc na przeprawę nie wiedziałem jeszcze, że następnego dnia sam będę z niej korzystał.. ;)
Kolejny przystanek to Opactwo Cystersów w Lubiążu, czyli drugi co do wielkości obiekt sakralny na świecie.
Niestety opactwo obejrzane tylko z zewnątrz, ale może kiedyś wybiorę się pozwiedzać od środka, szczególnie że od kilku lat prowadzone są prace renowacyjne w budynkach i wiele sal już zostało odnowionych i udostępnionych zwiedzającym.
Z Urazu przez Gliniany białą szutrówką dotarłem do Domaszkowa skąd dalej gładką jak ława asfaltową drogą (ścieżką rowerową) udałem się do Tarchalic.
Z Tarchalic dotarłem do mostu nad Odrą i wjechałem do Ścinawy.
W Ścinawie sugerując się złym drogowskazem na Lubin, pojechałem złą drogą i zamiast 20km musiałem przejechać 40km zanim dotarłem do domu. Mięśnie w nogach odmówiły współpracy i do domu ostatnie 20 kilometrów jechałem siłą woli.
HRzone - 58%
Pierwszy przystanek w "Porcie Uraz". Poprzednio jak byłem w tym miejscu do poru był zakaz wjazdu, właściwie mówiąc to go chyba nie było, bo akuratnie przechodziła fala powodziowa w tych rejonach. Dopiero teraz miałem okazje zobaczyć jakie to fajne miejsce, takie mazury na Dolnym Śląsku.
Wejście na molo© mattik
Plac zabaw dla dzieci.© mattik
Zardzewiała kotwica© mattik
Widok na łódki© mattik
Narty wodne© mattik
Przerwa w porcie.© mattik
Łódź "Sun Eagle" - zaczynam zbierać.. ;)© mattik
Pirat pilnujący tawerny..© mattik
Z Urazu ale bez urazu ;-) pognałem do Brzegu Dolnego, gdzie zahaczyłem zobaczyć przeprawę promową przez Odrę.
Brzeg Dolny - znak informacyjny.© mattik
Patrząc na przeprawę nie wiedziałem jeszcze, że następnego dnia sam będę z niej korzystał.. ;)
Przeprawa promowa przez Odrę© mattik
Kolejny przystanek to Opactwo Cystersów w Lubiążu, czyli drugi co do wielkości obiekt sakralny na świecie.
Opactwo Cystersów w Lubiążu 1© mattik
Opactwo Cystersów w Lubiążu 2© mattik
Opactwo Cystersów w Lubiążu - rzeźba© mattik
Opactwo Cystersów w Lubiążu 3© mattik
Niestety opactwo obejrzane tylko z zewnątrz, ale może kiedyś wybiorę się pozwiedzać od środka, szczególnie że od kilku lat prowadzone są prace renowacyjne w budynkach i wiele sal już zostało odnowionych i udostępnionych zwiedzającym.
Z Urazu przez Gliniany białą szutrówką dotarłem do Domaszkowa skąd dalej gładką jak ława asfaltową drogą (ścieżką rowerową) udałem się do Tarchalic.
Szutrowa droga koloru białego© mattik
Taki asfalt w takim miejscu to miód na moje serce ;)© mattik
Z Tarchalic dotarłem do mostu nad Odrą i wjechałem do Ścinawy.
Ścinawa - znak powitalny.© mattik
W Ścinawie sugerując się złym drogowskazem na Lubin, pojechałem złą drogą i zamiast 20km musiałem przejechać 40km zanim dotarłem do domu. Mięśnie w nogach odmówiły współpracy i do domu ostatnie 20 kilometrów jechałem siłą woli.
HRzone - 58%
- DST 115.61km
- Teren 5.00km
- Czas 05:07
- VAVG 22.59km/h
- VMAX 47.14km/h
- Temperatura 18.0°C
- HRmax 180 ( 93%)
- HRavg 147 ( 76%)
- Kalorie 4260kcal
- Sprzęt Author Solution 2008 (Old)
Lubin - Wrocław 115km
Wtorek, 30 sierpnia 2011 · dodano: 31.08.2011 | Komentarze 0
Budzik nastawiłem na 7.30, wstałem o 9.00. Pogoda ładna, troszkę chłodno, wiatr zachodni do 6m/s. W przeciwieństwie do niedzieli teraz przynajmniej częściowo będzie mi wiało w plecy więc nie będę cały czas jechał z wiatrem na twarzy ;)
Mamusia zadbała o śniadanie poranne jak i na drogę, tak więc nie pozostało nic innego jak się zebrać i wyruszać. Przed godziną 10 byłem już w trasie. Tępo spokojne bo forma nieznana. Trasa troszkę zmodyfikowana aby uniknąć niedzielnych kałuż-jezior w lesie.
Trasa wiodła przez Kłopotów, na szczęście obyło się bez kłopotów ;)
Na 25 kilometrze przyszła pora na pierwszą przerwę. W ruch poszły energetyczne, pyszniutkie racuchy od mamy.
Z Rogowa Legnickiego do Malczyc droga prawie w całości wiodła po nieprzyjemnych "kocich łbach".
Na 47 kilometrze przyszła pora na drugą przerwę posiłkowo-regeneracyjną. Wały nad Odrą tuż przy Malczycach.
Widok na Odrą i Malczyce w tle, a w zasadzie to na ruiny zakładu przemysłowego produkującego papier i celulozę.
Ruiny Śląskiej Celulozy i Fabryki Papieru z 1911 r.
W tym miejscu znajdowała się kiedyś potężna cukrownia, która w chwili obecnej powoli jest wyburzana. Zostały jeszcze dwa kominy..
Z Malczyc czekał mnie najgorszy odcinek drogi do Dębic. Droga pod górę, z bocznym silnym wiatrem. Pedałuje siłą woli. Podmuchy wiatru próbują przewrócić rower. Ciągły wiatr spowodował że zrobiło mi się zimno.
Za Dębicami skręt w lewo na Szymanów. Następne 30 kilometrów przejechane w szybkim tempie. Prędkość oscylowała w granicach 30 km/h.
W Jerzmanowie wybiła mi trzecia setka przejechana na rowerze.
Przeprawa przez zakorkowany Wrocław i jakoś o 15.30 dotarłem do domu.
HRzone - 19%
Mamusia zadbała o śniadanie poranne jak i na drogę, tak więc nie pozostało nic innego jak się zebrać i wyruszać. Przed godziną 10 byłem już w trasie. Tępo spokojne bo forma nieznana. Trasa troszkę zmodyfikowana aby uniknąć niedzielnych kałuż-jezior w lesie.
Rowerowa nawigacja© mattik
Trasa wiodła przez Kłopotów, na szczęście obyło się bez kłopotów ;)
"Kłopotów"© mattik
Szutrówka do Niemstowa© mattik
Na 25 kilometrze przyszła pora na pierwszą przerwę. W ruch poszły energetyczne, pyszniutkie racuchy od mamy.
Pierwsza przerwa.© mattik
Racuchy© mattik
Z Rogowa Legnickiego do Malczyc droga prawie w całości wiodła po nieprzyjemnych "kocich łbach".
Brukówka do Malczyc.© mattik
Na 47 kilometrze przyszła pora na drugą przerwę posiłkowo-regeneracyjną. Wały nad Odrą tuż przy Malczycach.
Nad Odrą.© mattik
Widok na Odrą i Malczyce w tle, a w zasadzie to na ruiny zakładu przemysłowego produkującego papier i celulozę.
Odra i Malczyce© mattik
Ruiny Śląskiej Celulozy i Fabryki Papieru z 1911 r.
Ruiny w Malczycach© mattik
Śląska Celuloza i Fabryki Papieru© mattik
W tym miejscu znajdowała się kiedyś potężna cukrownia, która w chwili obecnej powoli jest wyburzana. Zostały jeszcze dwa kominy..
Dwa kominy© mattik
Z Malczyc czekał mnie najgorszy odcinek drogi do Dębic. Droga pod górę, z bocznym silnym wiatrem. Pedałuje siłą woli. Podmuchy wiatru próbują przewrócić rower. Ciągły wiatr spowodował że zrobiło mi się zimno.
Za Dębicami skręt w lewo na Szymanów. Następne 30 kilometrów przejechane w szybkim tempie. Prędkość oscylowała w granicach 30 km/h.
W Jerzmanowie wybiła mi trzecia setka przejechana na rowerze.
3 setka w na rowerze© mattik
Przeprawa przez zakorkowany Wrocław i jakoś o 15.30 dotarłem do domu.
HRzone - 19%
- DST 118.15km
- Teren 5.00km
- Czas 05:47
- VAVG 20.43km/h
- VMAX 45.92km/h
- Temperatura 20.0°C
- HRmax 180 ( 93%)
- HRavg 149 ( 77%)
- Kalorie 5384kcal
- Sprzęt Author Solution 2008 (Old)
Wrocław - Lubin 118km
Niedziela, 28 sierpnia 2011 · dodano: 31.08.2011 | Komentarze 0
Wycieczka do rodzinnego Lubina była planowana od dość dawna, ale ciągle coś stało na przeszkodzie. W końcu się udało. Pobudka o 7.00 rano, za oknem ładna pogoda, wg. prognozy ma być 20 stopni, bez deszczu z lekkim wiaterkiem. Na rower pogoda idealna. Śniadanio-obiad, ciepła herbatka, pakowanie manetków i możemy jechać.
Przed wyjazdem z Wrocławia wizyta na stacji paliw dopompować koła.
Za nawigacje podczas wycieczki służył mi własnej roboty, odporny na warunki atmosferyczne, wytrzymały, wielokrotnego użytku "mapnik" z wypisanymi nazwami miejscowości oraz drobnymi wskazówkami. W trudniejszym terenie do nawigacji służył moduł GPS i komórka :)
Na trasie szybko okazało się że lekki wiatr wcale nie jest taki lekki i jako że wieje w twarz skutecznie mnie hamuje, ale trzeba jechać bo nie ma odwrotu.
Kościół parafialny pod wezwaniem św. Anny w Ramułtowicach.
Tutaj troszkę inne ujęcie..
W Budziszowie moja uwagę przykuł niezwykłej urody, duży,murowany przystanek. O wiele lepszy niż szklane mini wiaty w mieście o pojemności 4 osób (2 siedzące + 2 stojące)..
Pierwsza przerwa śniadaniowo-regeneracyjna za Rakoszycami.
Parafia Rzymsko-Katolicka p.w. Św. Marcina w Kulinie.
W Malczycach, na 67 kilometrze trasy, zatrzymał mnie przejazd kolejowy. Spokojnie odczekałem przejazd dwóch pociągów i pognałem dalej jako że z górki.
Trasa z Mierzowic do Wielowsi, jak się okazało, przebiegała przez pola oraz spory odcinek w lesie. Po ostatnich burzach narobiły się tam sporej wielkości kałuże utrudniające lub wręcz uniemożliwiające przejazd. Część kałuż przejeżdżam rowerem spokojnie ale pewnie, pozostałe próbuje obejść bokiem drogi, wszędzie mokro i grząsko..
Wyjeżdżając z lasu cieszę się jak dziecko, że to już koniec. W oddali widzę dachy domów - cywilizacja! ;)
Błotna kąpiel nie służy napędowi w rowerze. Po wyschnięciu napęd skrzypi a całość chodzi strasznie opornie.
Przed Niemstowem wybiła mi druga w życiu przejechana "setka" na rowerze.
Po 6 godzinach i 38 minutach docieram do domu. Wreszcie w domu. Rower jutro idzie do mycia i smarowania bo nie da się jechać.
HRzone - 17%
Przed wyjazdem z Wrocławia wizyta na stacji paliw dopompować koła.
Za nawigacje podczas wycieczki służył mi własnej roboty, odporny na warunki atmosferyczne, wytrzymały, wielokrotnego użytku "mapnik" z wypisanymi nazwami miejscowości oraz drobnymi wskazówkami. W trudniejszym terenie do nawigacji służył moduł GPS i komórka :)
Nawigacja rowerowa© mattik
Kolaż z miejscowości nr 1© mattik
Na trasie szybko okazało się że lekki wiatr wcale nie jest taki lekki i jako że wieje w twarz skutecznie mnie hamuje, ale trzeba jechać bo nie ma odwrotu.
Kościół parafialny pod wezwaniem św. Anny w Ramułtowicach.
Kościół św. Anny© mattik
Tutaj troszkę inne ujęcie..
Ramułtowice - kościół parafialny© mattik
W Budziszowie moja uwagę przykuł niezwykłej urody, duży,murowany przystanek. O wiele lepszy niż szklane mini wiaty w mieście o pojemności 4 osób (2 siedzące + 2 stojące)..
Murowany przystanek© mattik
Pierwsza przerwa śniadaniowo-regeneracyjna za Rakoszycami.
Przerwa śniadaniowa© mattik
Rower padł z wycieńczenia.. ;)© mattik
Kolaż z miejscowości nr 2© mattik
Parafia Rzymsko-Katolicka p.w. Św. Marcina w Kulinie.
Kościół p.w. św. Marcina w Kulinie© mattik
Kościół w Kulinie© mattik
W Malczycach, na 67 kilometrze trasy, zatrzymał mnie przejazd kolejowy. Spokojnie odczekałem przejazd dwóch pociągów i pognałem dalej jako że z górki.
67 kilometr trasy© mattik
Przejazd kolejowy© mattik
Trasa z Mierzowic do Wielowsi, jak się okazało, przebiegała przez pola oraz spory odcinek w lesie. Po ostatnich burzach narobiły się tam sporej wielkości kałuże utrudniające lub wręcz uniemożliwiające przejazd. Część kałuż przejeżdżam rowerem spokojnie ale pewnie, pozostałe próbuje obejść bokiem drogi, wszędzie mokro i grząsko..
Bagna w lesie za Mierzowicami..© mattik
Wyjeżdżając z lasu cieszę się jak dziecko, że to już koniec. W oddali widzę dachy domów - cywilizacja! ;)
Kolaż z miejscowości nr 3© mattik
Błotna kąpiel nie służy napędowi w rowerze. Po wyschnięciu napęd skrzypi a całość chodzi strasznie opornie.
Przed Niemstowem wybiła mi druga w życiu przejechana "setka" na rowerze.
Druga setka na rowerze© mattik
Po 6 godzinach i 38 minutach docieram do domu. Wreszcie w domu. Rower jutro idzie do mycia i smarowania bo nie da się jechać.
Wreszcie w domu!© mattik
HRzone - 17%